Ostatnio byłem w kinie na "Maleficent" z najmłodszą siostrą. Oglądaliśmy film w wersji 3D ale z napisami. Jesteście ciekawi mojej opinii (zdradzanej już przez tytuł notki)? Zapraszam!
Zawsze mam niejaki problem z tym jak opowiadać o rzeczach
minionych. W każdym razie jakoś tak w czerwcu byłem z moją najmłodszą siostrą
na „Czarownicy” i, cholera, był to kawał niezłego kina. Historia znana ze „Śpiącej
Królewny”, ale opowiedziana w nieco inny, ciekawszy sposób.
„Maleficent” bo taki
jest tytuł oryginału to historia tytułowej bohaterki, czyli czarownicy, która
rzuciła klątwę na dziecko królewskiej pary. Oczywiście jak to zwykle bywa w
takich spinn-offach okazuje się, że zło (jak to zwykle bywa w prawdziwym
świecie) nie dzieje się bez przyczyny, poznajemy pobudki głównej bohaterki i
obserwujemy jej przemianę. Hm, hm średnio to wszystko brzmi w moich uszach jak
to czytam teraz, więc może spróbujmy wyjaśnić meandry tej prostej, bądź co
bądź, fabuły jeszcze raz. W świecie w którym rozgrywa się akcja filmu mamy dwa
królestwa, królestwo ludzi, które wygląda jak typowe późnośredniowieczne
(synonim królestwa) i królestwo baśniowych stworów, które jest bardzo bogate,
pokojowo nastawione i nie korzysta ze swoich bogactw, gdyż istoty tam
mieszkające po prostu sobie tam egzystują, prawie jak w raju. Na straży
królestwa baśniowych stworów stoi „Maleficent”, która jest najpotężniejszą
wróżką. Na swoje nieszczęście w młodości „Czarownica” zakochuje się (z
wzajemnością) w człowieku, zwykłym biednym chłopcu ze wsi. Lata mijają i wkrótce
królestwo ludzi atakuje baśniowców, lecz po pogromie jaki spotyka armie
królestwa ludzi, król wyznacza rękę swojej córki w zamian za zabicie „Maleficent”.
Młody chłopiec, teraz już prawie mężczyzna, wyrusza do krainy bajkowych
stworzeń, tam spotyka się z „Czarownicą”, a następnie w nocy, gdy poszła ona
spać dokonuje „gwałtu” odrąbując jej skrzydła. Następnie pokazuje je królowi,
który w zamian za to przekazuje mu królestwo (i wkrótce potem umiera). Resztę
znamy z bajki Disneya, bądź jej papierowej wersji, acz w filmie jest nieco
inaczej opowiedziana. Z tego co pamiętam filmowi dałem 9 albo 10 punktów na 10
i moim zdaniem jest to ocena w pełni zasłużona. Z tego co wiem już go nie grają
w kinach, ale jak tylko wyjdzie na DVD/Blueray to jest to pozycja
o-b-o-w-i-ą-z-k-o-w-a. No i słynna scena, kiedy to młoda Aurora (mając kilka
lat), grana przez córkę Angeliny Jolie, podchodzi do „Maleficent” (w tej roli
właśnie Angelina) i, nie bojąc się jej, mimo przerażającej charakteryzacji mówi
„up, up”, prosząc o podniesienie na ręce. Piękna, wzruszająca scena. Podobno
inne dzieci nie mogły zagrać tej sceny, bo zbyt bały się Angeliny Jolie. Chociażby
z jej powodu warto zobaczyć cały film.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz