„THORN” Tomka Tomczyka aka Kominka aka Jasona Hunta. Powieść o której nie słyszałem do czasu nakręcenia szeptanej (?) kampanii reklamowej przez autora i jego akolitów. W. zażądała tej książki, a młodszym siostrom się nie odmawia, więc kupiłem jej tą „powieść motywacyjną” i dostaliśmy, oprócz książki w twardej oprawie, ebooka, którego załadowałem na Kindle’a i przeczytałem. Co o książce sądzę? Zapraszam do czytania.
Zacznijmy od tego, że powieść wywołuje emocje, a raczej jej
ocena niż książka sama w sobie po
łacinie. Fani twórczości Kominka (nie mogę się przemóc do używania jego
nowego pseudonimu Jason Hunt)
oszaleli na punkcie tej książki, stworzyli jakąś grupę na facebooku, która
stara się szukać i rozwiązywać zagadki, które autor pozostawił na kartach
powieści. Natomiast na przykład społeczność na http://lubimyczytac.pl/ książkę
po prostu zmiażdżyła, zjadła, jakkolwiek to nazwać, oceny są bardzo niskie, a
recenzje szydercze.
Jaka jest moja opinia? Jak to zwykle bywa, jest ona gdzieś pośrodku. Nie
uważam, żeby Kominek napisał „najlepszą książkę w historii”, prawdę mówiąc jest
ona dość przeciętna, a jeśli chodzi o samą historię, wręcz tragiczna, ale z drugiej strony ciężko zgodzić się z opinią, że „
Po przeczytaniu tej książki można dojść do wniosku, że Paulo Coelho wcale nie jest taki żenujący.”. Uważam za najmocniejszą część powieści te fragmenty, które są
przerobionymi tekstami z bloga, na przykład rozdział „Wszyscy odchodzą” czy „Ludzie się nie zmieniają”. Jak dowiedziałem się u źródła, są one
znacznie dłuższe i bogatsze niż oryginały.
Niestety książka ma kilka grzechów, rzekłbym, ciężkich. Pierwszy
to historia, o czym już wspomniałem. Autobiograficzna, naiwna, przewidywalna i
płytka. Drugi grzeszek to dziwaczna budowa książki, tj. wrzucane co i rusz „ważne”
zdania pisane kapitalikami, a te
najważniejsze dodatkowo czcionką na pół strony. Z mojej perspektywy wygląda to na traktowanie
czytelnika jak idiotę. Trzeci to pretensjonalność, próba bycia poradnikiem „Jak
żyć?, ale wynika to z mojej osobistej niechęci do coachów, może niepotrzebnie
się czepiam. Ostatnim grzechem jest to, że… powieść ma mieć kontynuacje. Moim
zdaniem to zamknięta całość, a każda kolejna część, będzie gorsza, bo mam
wrażenie, że autor wystrzelał się z większości co lepszych tekstów
archiwalnych.
Spróbuj w gronie znajomych
powiedzieć, że jesteś w czymś najlepszy i zobacz, kto podejmuje próby
podważenia Twojego autorytetu. To nigdy nie będą Twoi przyjaciele.
Podsumowując daje „THORN’owi” pięć na dziesięć gwiazdek.
Miał aspiracje do bycia świetnym dziełem, czymś do czego byśmy wracali i
cytowali, niestety wydaje mi się, że zabrakło autorowi erudycji. Na szczęście
powieść ratują odświeżone teksty z bloga, ale czy wystarczy to do tego by ją kupić?
Dobry losie, ta pisarzyna coś znowu publikuje? Porażka. Załamuję ręce, zwłaszcza w kontekście niedawnej rozmawiałam z człowiekiem, który chciał wydać książkę na temat wieży w Konstantynowie. Mało kto dziś wie, że mieliśmy najwyższy obiekt na świecie! Oczywiście nikt mu tego nie chce wydać, "bo się nie sprzeda". Ale popłuczyny Kominka biją rekordy popularności. Ach ten dzisiejszy świat. Rozkład Gaussa się mści.
OdpowiedzUsuńWiesz, myślę, że to trochę jest związane z tym jak dobrą markę sobie wyrobił Kominek przez lata pisania blogów. Wiadomo, że wydawca chętniej weźmie gościa o rozbuchanym ego, który jest jednym z najpoczytniejszych blogerów w Polsce niż faceta który chce napisać o dość niszowym temacie...
Usuń