Tadam! W końcu, korzystając z przepisu Dominiki i trochę z własnej fantazji przygotowałem pierwszy, od dłuuuugiego czasu obiad samodzielnie. To początek mojej wesołej przygody z gotowaniem, zapraszam do czytania.
Prawdę mówiąc nie zrobiłem zbyt wielu zdjęć, ale poza makaronem, który obrzuciłem dużą ilością soli, a nie tylko szczyptą, zrobiłem sos. Sos nie do końca taki jaki mi polecała Dominika, bo odrobinę bardziej na moją modłę, ale co zrobić. Najsampierw pokroiłem pomidorki w ósemki i powrzucałem do garnka, potem dodałem koncentratu, wody, czosnku, a na zakończenie dosypałem drobno pokrojone kawałki kabanasów by sos był z moim ulubionym typem mięsa. No i potem dorzuciłem przypraw. Wyszło pysznie, tak mi się wydaje po zjedzeniu, ale w sobotę przetestuje to na znajomych, którzy wpadają na domówkę, więc zobaczymy co oni powiedzą, pozwolę sobie na edycję notki jak dowiem się ich recenzji.
PS. Tak wiem, to nie jest tydzień drugi, ale macie do czynienia z pokerzystą-dyletantem, który uwielbia blefować i szachrować, więc tak, szachrowałem.
EDIT:
Zaserwowałem moje spaghetti W. i smakowało! Już rozumiem dlaczego ludzie gotują - dla tego momentu satysfakcji i dumy jaki się ma, gdy coś smakuje innym. Z nową energią zabieram się za dalsze pichcenie!
Ulubiony cytat (motto?)
My brother has the brain of a scientist or a philosopher,
yet he elects to be a detective: what might we deduce about his heart?
- Mycroft Holmes
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Miło, że przepis się przydał :) Jestem ciekawa kolejnych prób gotowania! Fajnie też, że zrobiłeś po swojemu, to moim zdaniem jest najfajniejsze w gotowaniu: każdy przepis zawsze można dostosować do siebie i swojego smaku :) Wygląda to pysznie, chociaż ja bym pewnie więcej mięsa dała ;)
OdpowiedzUsuńBtw - zapraszam na wielokoty.blogspot.com - postanowiłam oprócz opowiadanie poblogować dla samej idei blogowania :) Dopiero zaczynam, więc notek jest niewiele ale wkrótce to się zmieni!
Łaaa, ale fajnie Twój blog, że tak powiem "prywatny"! :) Super, zawsze chciałem poznać Cię nie tylko od literackiego strony. Jeszcze raz bardzo dziękuję za przepis i obiecuję zaglądać na bloga :)
OdpowiedzUsuńWykazałaś się bynajmniej szerokim brakiem taktu... takie inwektwy są nie na miejscu. A ponadto każde zwierze i tak musi umrzeć, co za różnica czy na zakręcie Życia czy w daniu kulinarnym...
OdpowiedzUsuńHejka, ale kiepska prowokacja! Strasznie kocham zwierzęta więc nie wyobrażam sobie, jak można usprawiedliwiać ich przedwczesną śmierć praktykami kulinarnymi! Barbażyństwo!
OdpowiedzUsuńPozdro Zuzi xoxoxo